piątek, 26 lutego 2010

Handlarz sztuką i stara lodówka


Dwa miesiące temu wystawiłem na sprzedaż starą lodówkę. Po przeprowadzce do nowego mieszkania okazało się, że nie mieści się w kuchni i trzeba kupić nową, ciut mniejszą. Dałem ogłoszenie w internecie, ale początkowo zażądałem zbyt wysokiej ceny, bo przez dłuższy czas nikt się po nią nie zgłaszał. Z biegiem czasu zacząłem ją stopniowo obniżać, aż w końcu zaczęły się telefony.
No i w niedzielę przyszedł interesant z gotówką w kieszeni, jak się okazało - Hiszpan. Strasznie się targował! Obstawał przy swojej cenie, ja się nie zgadzałem i utknęliśmy. Żeby na chwilę zmienić temat, zaczęliśmy rozmawiać o sobie i czym się zajmujemy. Powiedział, że jest handlarzem sztuką, głównie obrazami. Na to ja, zanim dobrze sie zastanowiłem, palnąłem, że skoro tak, to możemy się zamienieć: używana lodówka za obrazy!
Pomysł bardzo się mu spodobał, natychmiast pojechał do domu i po godzinie zameldował się z powrotem, obładowany trzema ogromnymi rulonami płócien. Rozwijał je na podłodze w naszym salonie, o każdym opowiedział parę słów. Wszystkie malowane przez studentów malarstwa, jedne były lepsze, inne gorsze. Za naszą lodówkę wytargowaliśmy pięć! Cztery oryginały, jedna reprodukcja. Jeden bardzo duży, 120x90, scena wyścigu konnego, malowany nie pędzlem, tylko kciukiem, to mój ulubiony. Pozostałe cztery troche mniejsze, 60x50. To moje pierwsze obrazy i jestem z nich strasznie dumny. Pomyślałem sobie, że w życiu nie kupiłbym takich obrazów, szkoda by mi było pieniędzy. No ale starej lodówki nie żal...