poniedziałek, 3 października 2011

Glupia zmiana czasu



W ramach pakowania sie w rozne dziwne sytuacje, znalazlem sie w elitarnym gronie ludzi, ktorzy w codziennej drodze z domu do pracy przecinaja linie zmiany czasu. Jak to wyglada w praktyce? Kiedy budze sie rano w moim domu na Gold Coast, dajmy na to o szostej, w moim biurze w Tweed jest juz siodma. Zeby zatem zdazyc do pracy na osma, musze wyjsc z domu o szostej pietnascie mojego 'domowego' czasu. Gdzies tak okolo szostej czterdziesci, pedzac autostrada, mijam taki niepozorny czerwony slupek i od tego slupka tik! jestem w innej strefie czasowej i jest juz siodma czterdziesci. W drodze powrotnej znowu - czerwony slupek cofa mnie w czasie o godzine. Wychodze z pracy o czwartej trzydziesci, do domu dojezdzam o czwartej pietnascie...
Pewnie powinienem zmieniac zegarek, ale po prostu mi sie nie chce. W pracy komputer pokazuje mi lokalny czas, komorki nie uzywam, zegarka na rece nie nosze, zostaje tylko problem z zegarkiem w samochodzie, ale chyba zostawie go jak jest, czyli na czasie domowym.
A wszystko przez to, ze stan Queensland, w ktorym mieszkam, nie zmienia strefy czasowej, a stan New South Wales, w ktorym pracuje, ma czas letni i zimowy, podobnie jak Polska. Diabli wiedza czemu stan Queensland nie bierze udzialu w globalnym przetawianiu zegarkow, mieszkam tu trzy lata i uslyszalem juz kilka odmiennych wyjasnien.

No i tak to potrwa przez najblizsze pol roku, do kolejnej zmiany czasu.