Jeśli ktoś trafił tu przez przypadek, to już się przedstawiam: mam na imię Maciej. Założyłem bloga, żeby opowiadać znajomym co tam u mnie w trawie piszczy na drugim końcu świata. Zapraszam do lektury! Mam nadzieję, że poniższe opowiastki (wszystkie prawdziwe!) będą dla Was chwilką wytchnienia w codziennym zabieganiu... A jeśli przyprawią kogoś, choćby na chwilę, o uśmiech na twarzy, to będę bardzo szczęśliwy!
wtorek, 2 marca 2010
Cedric
Byłem na otwarciu festiwalu kina europejskiego "Windows on Europe", organizowanego przez ACU (Australian Council for Europe). Podczas wydanego z tej okazji bankietu przypomniała mi się historia Cedrica i wszystko to, co nawywijal.
ACU prowadzą moi przyjaciele, Elfrieda i John Massey. Ona jest Austriaczką, całe swoje życie zawodowe spędziła w austriackich placówkach dyplomatycznych Dalekiego Wschodu. On to Australijczyk, architekt i urbanista o pięknej karierze, projektował na całym świecie: w Europie, Azji, Afryce, Australii, na wyspach Pacyfiku… Poznali się w Singapurze, a po ślubie cywilnym przenieśli do Australii, gdzie ona podjęła się misji stworzenia organizacji promującej Unię Europejską, czyli właśnie ACU. Po dwudziestu paru latach zręcznego i umiejętnego działania, jej organizacja stała się miejscem, w którym warto się pokazać. Na wydarzenia kulturalne, które organizuje, przychodzi cała miejscowa śmietanka: ministrowie rządu stanowego, radni miejscy, dyplomaci, politycy, a także dziennikarze, adwokaci, no i europejczycy różnych stanów. Ja przez miniony rok pomogłem jej nieco w organizacji kilku imprez, zajmowałem się głównie witaniem gości i rejestracją. "Windows on Europe" to pierwsza impreza, na której byłem jako gość.
Ale teraz wracam już do Cedrica. Cedric pojawił się w domu Johna i Elfriedy jakieś dwa lata temu i poprosił o przyjęcie do ACU. Sympatyczny, niewysoki, opalony, przed czterdziestką, ale już łysy. Właśnie wrócił z kontraktu w Brukseli, miał też świetne referencje wystawione przez rektora jednej z tutejszych uczelni oraz przez własnego ojca, który do emerytury był prezesem rady adwokackiej.
Cedric został przyjęty do ACU bez zbędnych ceregieli. Od początku stal się bardzo aktywny, często dzwonił i pytał, w czym może pomoc. Elfrieda chętnie brała go do różnych zleceń, oczywiście nieodpłatnie, gdyż ACU jest organizacją non-profit. Pomagał w organizacji imprez kulturalnych, chodził na spotkania ze sponsorami, ustalał szczegóły występów artystycznych. Często zabierali go na wieczorne spotkania z różnymi, jak ich okresla Elfrieda, "dygnitarzami", których trzeba było w należyty sposób podjąć. Ja rozmawiałem z nim jedynie raz, na przyjęciu we włoskiej restauracji ("Co za nieprzyjemny typ", podsumowała go wtedy Gosia, "źle mu patrzy z oczu". Ja oczywiście nie dostrzegłem w nim nic zdrożnego).
Cedricowi przydarzył się raz ostry melanż: którejś nocy zadzwonił do Johna i powiedział, że bardzo przeprasza, ale jest w pubie niedaleko, upił się i nie ma z czego zapłacić rachunku. John natychmiast przybył na miejsce i pokrył długi przyjaciela. Cedric nigdy tych pieniędzy nie oddał, ale potem przez jakiś czas pracował dla ACU ze zdwojona intensywnością.
Aż któregoś wieczoru Cedric ponownie pojawił się w mieszkaniu Johna i Elfriedy. Był nieprzyjemny i od progu wymachiwał plikiem papierów. Te papiery to był rachunek, który wystawił im za swoje "konsultacje". Czyli wszystkie kolacje, w których brał udział, spotkania z „dygnitarzami”, kawki, filmy, lunche, rozmowy, spacery, słowem każda minuta, którą spędził z kimś z ACU (nawet przyjęcie we włoskiej restauracji, na którym go poznałem) była tam wyszczególniona. Rachunek, który wystawił, opiewał na kwotę 16 400 EURO. Ciekawe czemu właśnie tyle?
John i Elfrieda oczywiście z miejsca wyrzucili go za drzwi, ale sprawa na tym się nie skończyła. Cedric nachodził, dzwonił, żądał, groził... Ostatnio zniknął, podobno wyjechał do Europy. Ale obawiamy się, ze sprawa będzie mieć ciąg dalszy.
Po fakcie okazało się - jak to często w takich historiach bywa - że jego rzekomy kontrakt w Brukseli to jedna wielka lipa, że odeszła od niego żona, że mieszkał w domu swojego ojca, że nie miał żadnej stałej pracy i wszystko, co o sobie opowiadał to była bujda...
Skąd się biorą tacy ludzie?