Jeśli ktoś trafił tu przez przypadek, to już się przedstawiam: mam na imię Maciej. Założyłem bloga, żeby opowiadać znajomym co tam u mnie w trawie piszczy na drugim końcu świata. Zapraszam do lektury! Mam nadzieję, że poniższe opowiastki (wszystkie prawdziwe!) będą dla Was chwilką wytchnienia w codziennym zabieganiu... A jeśli przyprawią kogoś, choćby na chwilę, o uśmiech na twarzy, to będę bardzo szczęśliwy!
poniedziałek, 8 marca 2010
Co mieszka w jeziorze?
Co mieszka w jeziorze?
To pytanie gnębi nie tylko mnie, ale wszystkich tutejszych miłośników zdrowej i bezpiecznej kąpieli na łonie natury.
Już tłumaczę o co chodzi. Tuż obok mojego biura, pięknie usytuowany w zakolu rzeki, jest park. A w parku - jezioro. Jest sztuczne, opowiedziano mi, że powstało podczas budowy biurowca, w ktorym pracuję i sąsiadującego z nim centrum sztuki. Wykopano je, kiedy była potrzeba na górkę ziemi do podniesienia terenu na którym stoją obydwa budynki, tak aby zabezpieczyć je przed ewentualną powodzią. Podobno jezioro ma aż 26 metrow głębokości, ale nie chce mi się w to wierzyć. Ma za to równe 150 metrów długości i około 100 szerokości - w sam raz na kąpiel dla kogoś, kto tak jak ja nie należy do zbyt dobrych pływaków. Prawie zawsze jest mętne jak zupa, niewiele w nim widać, ponadto już kilka metrów od brzegu nie ma gruntu - dno opada pod kątem 45 stopni. Jest zasilane wodą z rzeki Nerang poprzez wąski kanał, w którym - żeby nic zbyt dużego nie wpłynęło - jest gruba krata. Ma słoną wodę.
Zacząłem w nim plywać jakiś rok temu, ale już wcześniej, wlaściwie od kiedy tu pracuję, zaczęły do mnie dochodzić różne "historie". Tim, który pływa w jeziorze od lat, mówi, ze kilka razy widział coś bardzo dużego, ale nie wie co to było. Darek mówi, że w jeziorze jest barrakuda. Paula, ta z Nowej Zelandii, przysięga, że raz podczas spaceru widziała ogromną rybę, która na jej oczach wynurzyła się z wody i zniknęła. Lisa opowiedziała, że ktoś widział bardzo dużą rybę, polującą na mniejsze, które uciekały co sił w płetwach. Jordana powiedziała mi, że na moim miejscu nie wchodziłaby do jeziora, dopóki to duże COS tam jest. Kilku kumpli - niech zostaną anonimowi - wolą chodzić na basen, bo się trochę boją. Krótko mowiąc, wielu widziało coś dużego, ale mało kto potrafi to sensownie opisać.
Ja też zaliczam się do grupy osób, które "coś" widziały, ale za bardzo nie wiem co to mogło być. Było to kilka tygodni temu, przepłynąłem na drugi brzeg i odpoczywałem sobie przed powrotem, stojąc w wodzie po pas. Rozglądałem się po okolicy i kątem oka złowiłem nagły ruch w wodzie, może dziesięć metrów ode mnie. Kształt wielkości człowieka szybko wynurzył sie z wody i równie szybko, z pluskiem, zniknął. Pomyślałem sobie, no nieźle, jakiś facet płynie pod wodą, zobaczymy kiedy i gdzie znowu się wynurzy. Zapatrzyłem się w to miejsce, ale nic już się nie wydarzyło, kręgi wody odpłynęły, toń się wygładziła i dotarło do mnie, że to wcale nie byl człowiek, tylko właśnie to słynne COŚ.
Wcale nie miałem ochoty przepływać przez to jezioro z powrotem! Kusiło mnie, żeby wyjść i wrócić pieszo brzegiem, no ale lęki trzeba przełamywać więc przepłynąłem to cholerne jezioro, może nieco szybciej niż zwykle…
Od tego wydarzenia minęło już trochę czasu, staram sie pływać przynajmniej raz w tygodniu, ale pływam teraz z Andrew, we dwóch zawsze raźniej…
Jak w sprawie wydarzy się cos nowego, zaraz napiszę!