Jeśli ktoś trafił tu przez przypadek, to już się przedstawiam: mam na imię Maciej. Założyłem bloga, żeby opowiadać znajomym co tam u mnie w trawie piszczy na drugim końcu świata. Zapraszam do lektury! Mam nadzieję, że poniższe opowiastki (wszystkie prawdziwe!) będą dla Was chwilką wytchnienia w codziennym zabieganiu... A jeśli przyprawią kogoś, choćby na chwilę, o uśmiech na twarzy, to będę bardzo szczęśliwy!
sobota, 13 marca 2010
Złote kolczyki
Jakiś czas temu mój kolega z biura, Joshua Giampaolo, powiedział mi, że ma do wydania używane łóżeczko dla niemowlaka, w dobrym stanie i, jeśli chcę, to przyniesie mi je choćby nazajutrz. Przez grzeczność się zgodziłem, ale nie byłem zachwycony, bo nauczyłem się już, że w tym kraju każda rzecz opisana jako „używana, ale w dobrym stanie” przeważnie nadaje się tylko na śmietnik.
W każdym razie uśmiechnąłem się i powiedziałem, że jestem mu bardzo wdzięczny i że z przyjemnością je wezmę. Lubię Josha, a on lubi mnie, często rozmawiamy na różne tematy. Ostatnio nawet zadał sobie trud nauczenia się kilku zwrotów po polsku, z czego początkowo było dużo śmiechu, przynajmniej dla mnie, bo internetowy słownik jako polskie tłumaczenie słowa „Good bye” podsunął wyraz: „pożegnanie”. No więc przez jakiś czas mówił do mnie na koniec rozmowy coś co brzmiało jak pozznene a ja nie miałem pojęcia o co chodzi. Dopiero, kiedy pokazał mi słownik, zrozumiałem i wytłumaczyłem mu co i jak. Od tego czasu żegna mnie słowami „do widzenia” i całkiem przyzwoicie mu to wychodzi.
Rodzina Josha pochodzi z jakiejś malutkiej sycylijskiej wsi i Josh raz pojechał tam poznać własne ciotki, wujków i kuzynostwo. Spędził z nimi kilka miesięcy, pracując z nimi w polu, robiąc wino i łowiąc ryby. Był zachwycony i powiedział, że to, że nie znał ani słowa po włosku nikomu nie przeszkadzało. Najwidoczniej to, że Josh jest fanatycznym Świadkiem Jehowy też nie zwróciło niczyjej uwagi, gdyż planuje tam pojechać znowu, na cały rok.
A teraz wracam do używanego łóżeczka. Nazajutrz po zapytaniu, Josh z dumą wręczył mi w biurze używane łóżeczko. Było zrobione z rozłażącej się wikliny, muśniętej białą farbą, w środku leżał obsiusiany materacyk. Josh zapewnił mnie, że wczoraj gruntownie je wyczyścił i że zostało też wyczyszczone przez poprzednich użytkowników, którzy z kolei dostali je od kogoś wcześniej.
Zabrałem je do domu, żeby na wszelki wypadek pokazać Gosi. Załamaliśmy nad nim ręce i już miało powędrować do kontenera na śmieci, kiedy Gosia mimochodem podniosła końcami palców materacyk. Pod nim leżała para złotych kolczyków.
Mój podejrzliwy charakter zaraz podsunął mi scenariusz, że Josh chce w ten sposób sprawdzić, czy jestem uczciwy, no bo w końcu z Polakami różnie bywa. Poza tym naprawdę wierzyłem mu, że łóżeczko zostało dwukrotnie posprzątane, jak więc można było pominąć taki detal jak złota biżuteria? Jednak po chwili zdałem sobie sprawę, że to idiotyczna teoria.
Następnego dnia zwróciłem kolczyki Joshowi, który nie miał pojęcia jak mogły się tam znaleźć, przekazał je ludziom od których dostał łóżeczko, którzy to z kolei przekazali kolczyki jeszcze dalej. Po jakimś czasie, tą samą drogą, przyszły do mnie szczere i gorące podziękowania od nieznanej mi bliżej właścicielki. Podobno kolczyki były prezentem ślubnym od babci i zarazem wartościową pamiątką rodzinną. Zniknęły krótko po urodzeniu dziecka i zostały uznane za zaginione. Cały czas leżały na dnie łóżeczka, które najwidoczniej nigdy nie było posprzątane, przez żadnych z jego licznych właścicieli.
Dowiedziawszy się tego podjęliśmy decyzję o zakończeniu żywota łóżeczka. Wylądowało w kontenerze na śmieci.