poniedziałek, 26 lipca 2010

Auguri


Dziś Enrico opowiedział mi przy kawce zabawną historię.

Kilka lat temu umarł jego dziadek, emigrant z Włoch, który ściągnął do Australii całą ich rodzinę. Pogrzeb odbywał się w Perth, gdzie wtedy mieszkali. Na pogrzebie stawił się w komplecie cały klan rodziny Martini, przyjechali także dalsi krewni z Włoch i z Niemiec.
Mszę żałobną odprawiał polski ksiądz.

- On naprawdę chciał być miły - śmiał się Enrico. - Nauczył się kilku słów po włosku, ale wszystko mu się pokręciło. Po pogrzebie podchodził do każdego z nas po kolei, podawał dłoń i mówił "auguri, signore". Wiesz co to znaczy?
- Nie - powiedziałem. - Nie mam pojęcia.
- Gratuluję panu! On nam wszystkim gratulował śmierci dziadka! Do końca życia zapamiętam scenę, jak ściska dłoń i serdecznie gratuluje mojemu zapłakanemu ojcu a ten patrzy na niego przez łzy i mruga ze zdziwienia oczami. Po pogrzebie ojciec pytał się nas: „Słyszeliście co on mówił? Czy on nam gratulował”? Do dziś to wspominamy, tylko że mój ojciec jakoś nie chce się z tego śmiać.