wtorek, 7 września 2010

Niebo


Tuż przed wyjazdem do Polski wybralismy się ponownie do wegańskiej restauracji. Tej samej, w której poprzednim razem spotkalismy Karolinę (o Karolinie piszę szerzej w historyjce "Co się wydarzy w 2018?"). Trochę mielismy stracha, że znowu na nią wpadniemy i to mimo tego, że jakis czas temu zadzwoniła do nas pożegnac się i powiedzieć, że wyrusza w podróż rowerem dookoła swiata.
Tym razem nie spotkalismy Karoliny, ale były inne przygody. W restauracji wegańskiej jak zwykle by półmrok, pustka i zapach starych mebli. Przy barze powitała nas kelnerka, wygladająca wypisz wymaluj jakby własnie wróciła z Woodstock'69: suknia do ziemi, rozczochrane blond włosy, rownież do ziemi i szeroki usmiech na twarzy, mówiący pokój i miłosć wam wszystkim.
- Czesć - powiedziała. - Nazywam się Niebo, a wy?
Przedstawilismy się grzecznie, po czym Niebo zaprowadziła nas do stolika. Zamówilismy po wegańskiej pizzy, ja wziąłem Cole organic, a Gosia mrożoną herbatę organic. Adasiek spał.
Po jakiejs pół godzinie czekania na jedzenie zacząłem się niecierpliwić. Na wieczór byłem umówiony na piwko ze Stevem i Jamesem, miało to być moje pierwsze wyjscie do knajpy od kiedy Adam się urodził i naprawdę nie chciałem się spóźnić. Więc wstałem od stolika, podszedłem do baru i zajrzałem na zaplecze. Zobaczyłem Niebo i jakąs inną dziewczynę z dredami na gowie, gadające na wesoło o pierdołach. Na mój widok Niebo szybko podeszła do baru.
- Tak? - powiedziała.
- Chciałem tylko spytać, kiedy dostaniemy nasze pizze - powiedziałem najgrzeczniej, jak umiałem.
- Ale jakie pizze? - spytała Niebo robiąc wielkie oczy.
- No te pizze, które zamowiłem pół godziny temu.
- Przecież nic nie zamawiałes - powiedziała z szerokim usmiechem.
Niebo nie potrafiła sobie przypomnieć, żebym cokolwiek zamawiał. Ale uwierzyła mi na słowo i szybko znalazła rozwiązanie całej sytuacji.
- Posłuchaj - zaczęła. - Zrobienie dwóch pizz zajmie nam jakies czterdziesci minut bo jestesmy tu tylko we dwie. Ale możemy po prostu podać wam to, co własnie robimy dla innego stolika. A im podamy cos innego pózniej.
- Dobrze - powiedziałem i wróciłem do Gosi i Adasia. Jedyne, co chodziło mi po głowie, to że byłem już naprawdę głodny i że nie chciałem spóźnić się na piwko z kumplami. Przedstawiłem Gosi jak się sprawy mają. Nie dostaniemy naszego dania, tylko danie, które zamówił inny stolik.
- No dobrze, tylko co tamten stolik zamówił? - całkiem sensownie zapytała Gosia.
Na wyjasnienia było już za późno, bo zjawiła się Niebo i z szerokim usmiechem położyła na naszym stole wazę z kremem brokułowo-ziołowym. Czyli cos, czego za Chiny bym nie zamówił, ale byłem już tak głodny, że po prostu wziąłem łyżkę i zacząłem zajadać. Na szczęscie na główne danie nasi dobrodzieje z innego stolika zamówili wegańską pizzę, podobną do naszej.
Ledwo zjedlismy, podbiegłem do baru uregulować rachunek.
- Chciałbym zapłacić - powiedziałem.
- Ale przecież już zapłaciłes - odpowiedziała Niebo.
- Nie, Niebo. Ja jeszcze nie zapłaciłem.
- Och, tak. No to policzę wam tylko za pizze.
- Proszę bardzo.
Niebo okazała się być najbardziej zakreconą kelnerką, z jaką kiedykolwiek miałem do czynienia. Ale niczym się nie przejmowała i usmiech nie schodził jej z twarzy, więc trudno było się na nią gniewać. Na koniec powiedziała nam, że tak naprawdę to nie jest kelnerką, tylko instruktorką jogi i że koniecznie chciałaby nas trenować. Grzecznie odmówilismy i poszlismy sobie do domu.